Wstajemy ok. 8.30 i idziemy na śniadanie. Menu to samo co wczoraj. Dziś postanowiliśmy komunikacją miejską dojechać do "stolicy" wyspy - miasta Rodhos. Wychodzimy na przystanek autobusowy, który znajduje się przed naszym hotelem i po objechaniu całej miejscowości turystycznej ruszamy na trasę. Autobus bardziej przypomina autokar niż normalny środek komunikacji miejskiej (za bilet dla jednej osoby płacimy ok 3,5e w jedną stronę). Droga wiedzie wzdłuż nabrzeża dzięki czemu możemy podziwiać piękny widok na morze. Po lewej stronie jezdni co jakiś czas mijamy skupisko agaw oraz kaktusów lub palm. Widok dla nas bardzo egzotyczny. Zaraz po wjeździe do miasta wita nas most, a pod nim na zboczu "las" przekwitniętych agaw wysokości ok 20m i o grubości dorodnego buku.
Po wyjściu z autobusu spisujemy godziny powrotne i ruszamy w kierunku starego miasta.
Przed nami ukazują się grube kamienne mury. Obchodzimy je trochę próbując zlokalizować wejście do miasteczka, ale niestety nam się to nie udaje. Zwiedzanie zaczynamy od spaceru podnóżem muru, gdzie na początku wita nas grajek i kwitnąca na pomarańczowo palma. (zdj. 1). Okazuje się, że wędrówka dookoła miasta zajmuje więcej czasu niż się spodziewaliśmy na szczęście nie spieszy się nam więc rozkoszujemy się przechadzką w cieniu i chłodzie kamiennych wałów, mijając raz po raz przerzucone górą mosty wejściowe do miasta (zdj. 2,3).
W końcu udaje nam się odnaleźć wejście. Stare miasto Rodhos jest jedynym miastem, które w całości zostało uznane za światowy zabytek UNESCO. Wita nas labirynt wąziutkich uliczek i maleńkich domków uroczo porośniętych kwitnącymi na fioletowo powojnikami lub inną pnącą się roślinnością (4,5). Mapę chowamy do kieszeni i dajemy się ponieść losowi. Po uroczym godzinnym błądzeniu wśród zbudowanych z jasnego kamienia domków i placyków, których często centralnym punktem były ogromne, kwitnące na biało fikusy, postanawiamy wyruszyć na dalsze zwiedzanie. Okazało się, jednak, że nie tak prosto było wyplątać się z labiryntu jaki się tu stworzył 400 lat p.n.e.