Droga wzdłuż wody, tym razem na nóżkach (1). Prowadzi ścieżka edukacyjna, mijamy plażową dyskotekę, przy której również zbierają się fani footballu, mijamy małą przystań jachtową (2), asfaltem czy nad brzegiem? – nad brzegiem! Mijamy plażyczkę, prywatne zejścia do wody, zaczynamy przedzierać się przez chwaściory i krzaczyska, ziemia pod nogami robi się dziwnie miękka, ale już już niedaleko… już już jest! PŁOT! No cóż wracamy jednak tędy nie dojdziemy! Wychodzimy na asfalt – do miasteczka na mecz! Miasteczko jest – tylko musimy zejść stromą wąską uliczką na dół (3) i jesteśmy na deptaku – jest i knajpa – może nie prawdziwa włoska pizzeria, ale wyboru nie mamy – nic innego nie ma a mecz już się rozpoczął. Knajpka okazuje się kawiarnią nie dość, że bez pizzy to jeszcze bez telewizora! Wracamy – zmęczeni już bardzo robimy zdjęcie zachodowi słońca (4) i już bez atrakcji, ulicą wracamy na pole namiotowe. Docieramy akurat w przerwie, zamawiamy pyszną pizzę z mozzarelą i sałatą rucolą i idziemy na mecz. Może i nas ominęła pierwsza połowa, ale była dogrywka więc źle nie było : ). Większość kibiców to niestety Holendrzy więc nastrój raczej nie jest radosny (Hiszpania – Holandia 1-0). Po meczu idziemy spać trochę w uśnięciu przeszkadza nam muzyka z campingowego dancingu, ale po chwili zostaje ona zagłuszona potężną burzą, która trwa do późnej nocy. Namiot przemókł, ale tylko trochę : )
dystans dzienny: 65 km