Dzisiejszy nocleg zaplanowany mamy w mniej górzystej okolicy. Tak przynajmniej sugeruje nasza mapa – która nie wprowadza nas w tej kwestii w błąd. Góry zaczynają być już za nami jak dojeżdżamy do zarośniętej trzciną części jeziora (1) – oj coś nam się zdaje, że musimy się przygotować na towarzystwo komarów. W okolicy są podobno 2 campingi. Zajeżdżamy na pierwszy – olbrzymi teren, wygląda bardzo luksusowo, na recepcji pani informuje nas, że noc będzie nas kosztować 45e !!!!! no cóż pomimo 70 km na liczniku z dzisiejszego dnia, jedziemy dalej. Na drugim campingu przez 20 minut przy recepcji była tylko pani pracująca w restauracji, a jej mina wyrażała coś w stylu „jestem zmęczona, nie rozbijajcie się tu” więc pojechaliśmy dalej – 30 m dalej : ). Gdzie pan na recepcji przyjął nas bardzo miło, poinformował o cenie (25e) i o ciepłym prysznicu „for free” no to zostajemy : ). W wyznaczonym miejscu zostawiamy bagaże i idziemy wykąpać się w jeziorku. Po rozbiciu namiotu i kolacyjce idziemy wziąć ciepły prysznic. Tomek rozwiesza linkę – od drzewa do skrzynki na prąd – a ja zabieram wszystkie wymagające tego ciuszki do prania – oczywiście ręcznego, ale przynajmniej w ciepłej wodzie. Pranie kończę akurat w przerwie meczu o 3-4 miejsce Niemcy-Urugwaj, więc Tomek pomaga mi w wywieszeniu i mam nadzieję, że przy tym 30 stopniowym upale rano wszystko będzie suche. W barze przy piwku i litrze zimnego mleczka oglądamy drugą połowę meczu po czym udajemy się spać.
dystans dzienny: 73 km