Dziś wyruszyliśmy ze świadomością, będzie trzeba wyjechać z Menaggio i że droga prowadzi stromo, stromo pod górkę. Ponad 3 km prowadziliśmy rowery z pełnym obciążeniem krętą drogą. Odpoczywaliśmy co ok. 400 metrów (1). Bardzo bolała lewa ręka od pchania roweru. Wysiłek minimalnie rekompensował nam widok z góry na jezioro i miasto. Większość dachów pokrytych tu jest pomarańczowo-ceglastą dachówką, a z tej wysokości całe miasto wyglądało jak wielka pomarańczowa plama nad wąską strużką wody oddzielającą ją od wysokich gór. Tylko widok do przodu był nieubłagany – wyżej i wyżej i wyżej i tylko ta miła świadomość, że jak jest pod górkę to potem będzie zjazd dodawała nam siły – miejmy nadzieję, że raczej płaski, ale za to długggiiiiii….. Prośby zostały wysłuchane, na szczycie wspinaczki, za miasteczkiem ukazała nam się piękna droga w dół (2). Pierwszy postój zrobiliśmy nad malutkim (w porównaniu do pozostałych) jeziorkiem z pięknym widokiem – choć niestety w powietrzu unosił się mało przyjemny zapach. (3,4). Znajdowały się tu dwa campingi. Dalej droga prowadziła w stronę Lugano w Szwajcarii. Włochy pożegnały nas pięknym miasteczkiem Porlezza z kolejnym tunelem i jego starym objazdem (5,6). Dalej drogą biegnącą wzdłuż brzegu dojechaliśmy do granicy – nikt nas nie zatrzymywał, wolniutko przejechaliśmy przy dyżurce i przekroczyliśmy granicę (7).