Dalsza droga prowadzi wzdłuż brzegu jeziora, powiem szczerze, że spodziewałam się mniejszego zagospodarowania nabrzeża, wyobrażaliśmy sobie te jeziora bardziej dzikie - zarośnięte sitowiem i lasami, w których moglibyśmy rozbić namiot, tym czasem powitały nas skały wyrastające tuż za poboczem ulicy (1) i malownicze miasteczka zajmujące cały teren pomiędzy skałami i plażą - już wiedzieliśmy, że z noclegami będzie inaczej niż zaplanowaliśmy - "zaplanowaliśmy" stało się nagle magicznym słowem, którego znaczenia nie znaliśmy. Kolejne 15 km za nami, za chwilę powinien być camping więc można zrobić kolejną przerwę - tym razem w miasteczku na brzegu wody tak byśmy mogli chłodzić w niej stopy (2). Podziwiamy szybujące ptaki, przepływające promy, robiące dużą falę oraz drugi brzeg (3). Czas ruszać dalej, znów mijamy miasteczka to wdrapując się pod górki to z nich zjeżdżając. Mija 20 km ... mija 30 km a campingu nie ma. Na szczęście wg. mapy nie minęliśmy wskazanej miejscowości więc się nie martwimy. Dojeżdżamy do Managgio i zauważamy zjazd na camping Europa :) jedziemy. Camping ciasny, ale za to do plaży niedaleko i atrakcyjna cena (16,40e). Namiot, kąpiel, kolacyjka i wyruszamy na "miasto" - do centrum :). Wychodząc mijamy recepcję połączoną z barem, w której właśnie zaczyna się pół finałowy mecz mundialu. Miasteczko składa się z deptaka (4,5), ryneczku na którym kwitnie życie kulinarne i przystani portowej przed którą znajdują się kładki dla wędkarzy (6). Po obejściu miasta wracamy na pole, gdzie przy regionalnym piwie i lodach oglądamy drugą połowę meczu i idziemy spać
dystans dzienny: 72 km