W delikatnym deszczu dojeżdżamy do ruin zamku w Hammeren - zachowane w całkiem dobrym stanie mury i nieliczne zabudowania pięknie komponują się z zadbanym, zielonym terenem(1,2,3). Zostawiamy rowerki wśród ok 50 innych na rowerowym parkingu i wyruszamy na spacerek (rowerów już nie zabezpieczamy, nawet w koszyku zostawiamy kilka rzeczy typu niezbędne narzędzia, kanapki, napój).
Postanowiliśmy założyć płaszcze przeciwdeszczowe bo pogoda się pogorszyła. Wstęp na teren ruin jest darmowy, można przejść zabytek wokół i wąziutką, skalną ścieżką zejść na niższy poziom. Tam rozpościera się niesamowity widok z urwiska skalnego, fale rozbijające się o mozolnie przez wieki rzeźbione formacje skalne i uroczy maleńki porcik w oddali. (4,5,6,7). Po drodze spotykamy baranki - alpinistów (8). Spacer po ścieszce skalnej oraz wśród ruin pomimo dużego wiatru dodaje nam siły i entuzjazmu. Jeszcze tylko wizyta w toalecie i jedziemy dalej.
Tym razem droga prowadzi leśnym szlakiem wzdłuż południowego nabrzeża, droga nie jest łatwa często napotykamy na góry.
Następny punkt Jons Kapel - skalne, klifowe nabrzeże z możliwością zejścia nad wodę.
Docieramy do tabliczki "Jons Kapel ->" i kierujemy się we wskazanym kierunku wąziutką polną ścieżką, która doprowadza nas nad urwisko porośnięte kosodrzewiną. W zasadzie nie wiemy czego dokładnie szukamy więc postanawiamy iść wzdłuż urwiska, po pewnym czasie ścieżka robi się tak wąska, że nie ma jak prowadzić rowerów, postanawiamy zostawić je w kosodrzewinie. Idziemy pięknym szlakiem, którym dochodzimy do niewielkiego wodospadu (9,10) - może to już to?, na szczęście spotykamy ludzi, którzy twierdzą, że Jons Kapel jest jeszcze dalej (dodam, że droga prowadzi po skałach ostro w górę, napotkani ludzie przenosili swoje rowery na plecach i ta czynność nie wyglądała na bezpieczną). Idziemy jeszcze jakieś 0,5 km i pomimo przepięknych widoków i dochodzącego nas z dołu szumu morza jesteśmy mocno zaniepokojeni czy przypadkiem nie mineliśmy "atrakcji".