Tym razem startuję z samego rana od Piotrka, pogoda typowo irlandzka, słońce, wiatr, deszcz i tak na zmianę. Wchodzisz do sklepu słońce, wychodzisz deszcz - a nie jestem amatorką długich zakupów.
Docieram na miejsce, wysiadam w szczerym polu kierowca informuje mnie, że powinnam iść w prawo - idę, za chwilę odsłania się przede mną zadbany trawnik, drzewa i w oddali zameczek z litego kamienia oczywiście. Jestem już niedaleko głównego wejścia, kolorowe klomby ozdobione panującego tu niegdyś rodu zdobią trawnik przed wejściem. W środku panuje zapach drewna i przujemny chłód. Dowiaduję się, żz następna grupa wchodzi za pół godziny postanawiam poszperać wśrób pamiątek gdzie kupuję porcelanowego aniołka z kończynkami.
Wnętrze zamku zaskakuje mnie drewnianymi komnatami i bardzo ciekawie wyeksponowanymi przedmiotami z tamtych lat.
Koniec zwiedzania udaję się na spacer do pobliskiego lasku gdzie przedzieram się przez połączone nade mną gałęzie drzew, ujmująco ale czasami ciarki przechodzą mi po plecach. Dochodzę na podwórko gdzie znajduje się kolejny cel mojej dzisiejszej wycieczki - kolejka. Czekam na godzinę otwarcia i w tym czasie dzielę się swoją kanapką z ptaszkiem, który chętnie korzysta z posiłku. Po podwórku chodzi oswojony paw, który niestety nie okazał mi w pełni swojego pięknego ogona.
Następnie pokaz przejazdu kolejki i pora wracać.
W domu przygotwałam kolacyjkę dla gospodarza i długo pogadaliśmy przy irlandzkim winie.