Budzimy się wypoczęci i pełni nowych sił, dzisiejszy plan to oddalone o niecałe 10 km Aakirkeby z muzeum Natur Bornholm oraz okolica, w tym odkrycia archeologiczne.
Pogoda całkiem ładna (1) - znalazł się właściciel pola, miły Pan, pokazał nam gdzie są prysznice (płatne 5 kr) i prąd (dwa wystawione na dwór gniazdka przyczepione do stodoły :) ). Ruszamy, droga ładna, aczkolwiek ścieżka rowerowa jest po prostu poboczem jednej z główniejszych dróg, na szczęście ruch nie jest duży. Po drodze mijamy domki w typowej Bornholdzkiej architekturze (max 2 piętra wysokości) oczywiście z flagą narodową na ogródku, mijamy przydrożne kramiki z miodem, warzywami i napojami, których nikt nie pilnuje, na artykułach są ceny a obok stoi koszyczek na pieniążki.
Muzeum to ciekawy budynek wykonany z klatek z kamieniami (2) którego pilnuje żabka (3). W kasie wita nas pani słowami "O rodacy, witam serdecznie!" kupujemy bilety (niestety ceny nie pamiętam) i wchodzimy na ruchomy chodnik, który zawozi nas do sali edukacyjnej, w szczególności polecam rodziną z dziećmi, można namacalnie przekonać się co w trawie piszczy. Tu podchodzi do nas pani ze słowami "za 10 minut zaczyna się seans po polsku" - dodam może, że mieliśmy koszulki z napisem Polska :) Seans to pokazanie jak na przełomie milionów lat kształtowała się wyspa, co nas zaskoczyło to odczuwalne drgania i trzęsienia krzesełek podczas odpowiednich fragmentów filmu. Dalej mijamy sale przedstawiające faunę i florę wyspy teraz i kiedyś. Na koniec chcieliśmy iść na wykopaliska, ale niestety była straszna ulewa. Postanowiliśmy ruszyć do domu - zaopatrzeni oczywiście w płaszcze przeciwdeszczowe na sobie. Po ujechaniu ok 1 km stwierdziliśmy, że to nie ma sensu i zatrzymaliśmy się w supermarkecie, gdzie wraz z polską rodziną (rodzice z dwójką dzieci ok 4-5 lat) spędziliśmy ok 4 godzin, deszcz niestety ani nie ustawał ani nie malał, postanowiliśmy jednak wracać. Przemoknięci dosłownie cali dotarliśmy na pole. W namiocie mieliśmy niespodziankę, okazało się, że nasz namiot nie przetrzymał deszczu i przecieka w 3 miejscach. Położyliśmy się na płasko, kładąc talerze i garnek na siebie w celu "zbierania wody" . Ok 22 deszcz ustał za to zerwał się wiatr kładący namiot prawie na płasko. To był czas na kolację - makaron z sosem grzany w garnku za pomocą grzałki do gotowania wody.
Najedzeni szybko usnęliśmy :)