Z właścicielem kajaków jesteśmy umówieni, że 'wyłowi' nas za 9-tym mostem. Justyna przez cały spływ skrupulatnie liczyła wszystko co mogło być wliczone w te kalkulacje wynikiem czego, za odpowiednim mostem spotykamy pana. A nie wszystkim się to udało, gdyż ekipa, którą mijaliśmy wcześniej postanowiła czekać już przy 5-tym moście. Po opuszczeniu kajaków i przebraniu w cieplejsze i suche rzeczy bierzemy się za kolekcjonowanie opału na ognisko (1,2). Przygotowany stożek chrustu i patyków (bez papieru) udaje się mojemu mężowi rozpalić od jednej zapałki (3,4). Po całym dniu wysiłku pieczone kiełbaski są smakowitym zakończeniem dnia (5,6).
Spływ choć jednodniowy był miłym rozpoczęciem majowego weekendu.